Zawody pod nazwą Speedway of Nations mają jak na żużlowe standardy unikalne zasady. Są nazywane drużynowymi a jeździ się w parze a najistotniejszym elementem rywalizacji nie jest wygranie biegu ale nie przyjechanie na ostatniej pozycji.
Jeżeli żaden zawodnik z pary nie przyjedzie ostatni bieg zawsze jest wygrany, bo w punktacji 4,3,2,0 remisów nie ma. Można też wygrać dwa dni rywalizacji a w finale zrobić to co Polacy w Manchesterze, czyli wygrać indywidualnie i przegrać złoty medal.
Trzeba przyznać, że ustawienie naszych zawodników na starcie przez trenera Dobruckiego było skrojone na ich miarę. Świetny na starcie Zmarzlik na polach bliższych krawężnikowi a dobrze radzący sobie w jeździe po szerokiej Janowski bliżej bandy. Jego zadaniem było jak najszybsze dotarcie na wirażu do bandy gdzie nabierał prędkości, która pozwalała mijać rywali. Plan prosty i skuteczny zwłaszcza pod koniec zawodów kiedy pod bandami było sporo odsypanego materiału dającego przy umiejętnej i odważnej jeździe profity.
Plan ten doskonale się sprawdzał. Co więc się stało w finale? Polacy popełnili koszmarny błąd choć dla rzetelności przekazu muszę napisać, że błąd popełnił Bartosz Zmarzlik.
Nie jest tajemnicą, że aby jazda na wirażu pod bandą dawała korzyści muszą zaistnieć pewne warunki. Przede wszystkim geometria toru musi temu sprzyjać, zawody muszą być w fazie zaawansowanej, aby pod bandami było już dużo odsypanego materiału i najważniejsze zawodnik musi potrafić jechać płynnie, odważnie, mało wyłamanym motocyklem no i musi „trzymać” gaz. To kluczowe, bo tylko wtedy motocykl jest w stanie „wyciągnąć” zawodnika spod bandy nadając mu przy okazji nieprawdopodobnego przyspieszenia. Nie ma w tym wielkiej finezji a zawodnik w razie jakiegokolwiek zaburzenia jazdy nie ma wielkiego pola manewru.
Bieg finałowy tegorocznego SoN rozpoczął się dla nas tak jak „powinien” czyli start wygrał Zmarzlik, objął prowadzenie a Janowski pod bandą nabrał prędkości i wyprzedził jednego Anglika. Na drugim wirażu kontynuował szarżę pod bandą i gdy wyglądało, że wszystkich objedzie wychodząc z partnerem z drużyny na podwójne prowadzenie na jego drodze pojawił się… Zmarzlik. Janowski wytracił pęd i upadł. Marzenia o złotym medalu prysły jak mydlana bańka.
Dlaczego dokonałem tak szczegółowego opisu? Otóż, przeczytałem kilka tekstów o tych zawodach z komentarzami włącznie w których dominował przekaz, że straciliśmy tytuł, bo Janowski upadł. Prawda ale czy cała?
Przed laty Stanisław Bareja ukazujący w swoich filmach absurdy życia w PRL ukuł zwrot „prawda czasu, prawda ekranu”. Takie rozróżnienie prawd miało swój ukryty cel. „Prawda ekranu” była eufemistycznym określeniem kłamstwa. W tym przypadku mam wrażenie, że „prawda ekranu” jest jedynym obiektywnym przekazem.
Namawiam więc wszystkich zainteresowanych, aby sami zweryfikowali co podczas finału SoN się wydarzyło. W Internecie już krążą filmiki z tego biegu, na których całe zdarzenie widać jak na dłoni.